poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Gdy byłem po drugiej stronie (II część)

Jest to druga część mojego opowiadania. Będzie ich więcej, będzie to dłuższa forma sztuki. Po napisaniu konspektu całej fabuły i dokładnym przeanalizowaniu wątków, stwierdziłam, że muszę podzielić opowiadanie na kilka drobniejszych części. Nie jest  to ostatnia część. Życzę miłej lektury, proszę o komentarze i konstruktywną krytykę.


- Przykro mi. – nastąpiła dłuższa chwila ciszy. Czy lekarze zawsze muszą obchodzić temat tymi dziwnymi zawieszeniami? Przykro mi - i cisza. Zadałem konkretne pytanie, spodziewam się konkretnej odpowiedzi. Czułem, jak wzrastało we mnie napięcie. Wizje, które przed chwilą mnie nawiedziły, zdawały się tak głęboko wejść w moją psychikę, że nie dopuściłem do siebie myśli, że mogą być nieprawdziwe, spowodowane niedotlenieniem lub po prostu wariactwem słabego umysłu. 
- Słucham? Może Pani odpowiedzieć na moje pytanie? – spytałem, naciskając. Kobieta wyczuła moje zdenerwowanie, jednak wydawała się niewzruszona. Pochylała się nade mną, a w dłoni trzymała skórzaną teczkę.
- Jest pan niepełnosprawny. Nie mam pojęcia, o jakim dziecku Pan mówi. Rozumiem, że jest pan zdenerwowany. Z tego co mówiła pańska matka, nie posiada pan też narzeczonej. – powiedziała chłodno wbijając we mnie ostre spojrzenie. Nie obchodził mnie fakt, że nie mogę chodzić. Może inaczej. Nie docierało do mnie, że może mnie spotkać coś takiego. Wypierałem ze swojego umysłu jakąkolwiek myśl o tym co się stało, starając się skupić tylko i wyłącznie na swojej rodzinie.
- Ale miałem narzeczoną. Byłem zaręczony. – warknąłem. Lekarka rozłożyła ręce.
- Nie wiem o tym. Powinien się pan skupić na swoim zdrowiu. Nie ma pan na pewno żadnego dziecka. Jest pan osłabiony, mogły nękać pana wizje, sny, a nawet halucynacje spowodowane narkozą i silnymi lekami oraz ogólnym osłabieniem. Prawie się pan wykrwawił. – lekarka westchnęła teatralnie. Spojrzałem na swoje dłonie. Nie wiem, gdzie jestem i dlaczego znalazłem się akurat tutaj, w tym czasie, ale wiem, że jest to jakiś punkt zwrotny w moim życiu. Wszystko się odwróciło. Czuję, że buduję w swojej psychice barierę ochronną, przez którą nie przebijają się myśli o tym, co tak naprawdę się stało. Wszystko wydaje się być nierealne. Powoli i boleśnie docierały do mnie trzeźwe myśli, o tym, co tak naprawdę mogło się stać. Być może naprawdę nękały mnie po prostu wizje lub sny, a wszystko jest nieprawdą i nie ma żadnego dziecka. Upewnię się oczywiście, ale… teraz nie mogę chodzić. I nie będę mógł tego zrobić nigdy. Z każdą minutą ostre, chłodne i bezwzględne myśli docierały do mojego umysłu, kłując go jak sztylety. Bolesna prawda zaczynała w końcu mnie otaczać, a ja zacząłem zdawać sobie sprawę, że wychodzę z szoku, który opanował wcześniej mój umysł. Zderzenie z rzeczywistością to najgorsza rzecz, jakiej kiedykolwiek doznałem.
Lekarka odeszła na jakiś czas, zostawiając mnie samego, zalewanego potokiem trzeźwych myśli. Tamta postać, tej Miłości… wydawała się nierealna. Nic nie wydaje się realne. Czy więc jest jakiekolwiek dziecko? Nie jestem przesądny, nie wierzę w tego typu rzeczy… ale cholera, jak stąd wyjdę odwiedzę swoją byłą narzeczoną. Nie wierzę w prorocze sny. W nic nie wierzę. Nie wierzę nawet w samego siebie.
Leżałem na plecach, patrząc się w szpitalny sufit, pełny bruzd i niedoskonałości. Próbowałem poukładać myśli i schwytać te najbardziej niesforne. Wszystko wymykało się spod kontroli. Nigdy nie było tak źle. Próbowałem poukładać wspomnienia z kilku ostatnich dni jak puzzle albo jakąś układankę. Sęk w tym, że każdy element wydawał się być częścią innej całości, jakby ktoś zabrał z wielu innych umysłów kawałki pamięci i połączył je razem, a następnie podał mi mówiąc, że to mój umysł i moje wspomnienia. Jeden wielki kolorowy śmietnik. Wspomnienia, flesze zdarzeń i postacie przemykały przez mój umysł, a ja nic nie byłem w stanie sobie przypomnieć. Nie mogłem sobie przypomnieć w jakim wypadku uczestniczyłem.  Na szczęście wiem kim jestem i co robię, lub co powinienem robić. Znikły mi jednak z pamięci ostatnie dni lub może godziny mojej pełnosprawności.
Niedługo później przyszła do mnie matka. Jest starszą kobietą, zadbaną, chłodną i nie okazującą zbędnych emocji publicznie. Nie miała łatwego życia, a teraz, gdy w miarę się ustatkowała, otrzymuje stałą emeryturę i ja też próbuję ją wspomagać, więc na pewno nie żyje biednie. Życie jej nie oszczędzało i teraz stała się bardzo zgorzkniała i zdystansowana.
- Boże. – powiedziała, gdy mnie zobaczyła i podeszła, by mnie uściskać. Patrzyłem na nią, jakby przyszła do mnie z innego świata, z innego snu, z innego miejsca. Była elementem mojego życia, które teraz przepadło.
- Co się stało? – spytałem. Matka spojrzała na mnie niepewnie.
- To, co się stało, zmieniło mnie i zmieni też ciebie. – powiedziała cicho.
- Co się stało, chcę wiedzieć, o co chodzi? Jestem niepełnosprawny. Nic nie będzie takie, jak wcześniej. Nie wiem co się dzieje. Nie dociera do mnie większość zdarzeń. – mówiłem szybko, zasłaniając twarz dłońmi. Nawet nie próbowałem myśleć o swoich nogach. Znów  w moim umyśle powstawała bariera myśli.
- Podobno nie jesteś gotowy na wstrząs, jaki mogę ci zaserwować. Gdy ci powiem, co się działo, będziesz cierpiał. – powiedziała wprost. Przetarła dłońmi czoło. Zasłoniła oczy dłońmi. Milczała dłuższą chwilę. Zauważyłem, że na jej policzkach pełnych starczych bruzd zaczęły płynąć łzy. Odwróciłem wzrok i spojrzałem na sufit, chciałbym odlecieć. Chciałbym zniknąć.
- Chcę wiedzieć. Jestem silny. – skłamałem. Chwilowo jestem odporny, bo grzmoty, które mają zniszczyć mi duszę i rozbić całą energię, dopiero warczą złowrogo w oddali, by niebawem roztrzaskać wszystko, co miałem lub mogłem mieć.
Matka nie odzywała się jeszcze przez dłuższą chwilę, w końcu podniosła wzrok i wytarła oczy, a makijaż spływał jej po policzkach. Gdy ścierała łzy, został też na jej palcach jako czarny ślad.
- Opowiem ci co się zdarzyło, nie mam w zwyczaju zakrywania prawdy lub zatajania czegokolwiek. – wzięła głęboki wdech.
- Opowiedz mi  o wypadku. – poprosiłem.
-  Jak dużo pamiętasz?
- Nic, naprawdę nic. Ostatni raz pamiętam jak… jak mieliśmy gdzieś jechać z Borysem, wcześniej… byłem w domu? Czy to jest ostatnie co pamiętam, czy coś działo się później? Miesza mi się wszystko, nie mogę skupić myśli. – jęknąłem. Matka pokręciła głową.
- Posłuchaj mnie uważnie, przygotuj się na to co ci powiem, nie było nigdy nic cięższego w twoim życiu. W naszym.
- Mów, proszę.
Matka wzięła potężny oddech, jakby zbierając siły na przedstawienie mi całej sytuacji. Musiała z siebie to wszystko wyrzucić, a czułem, że było to bardzo ciężkie.
- Ty i Borys jechaliście razem samochodem. Borys był pasażerem, prowadziłeś. Wracaliście skądś, z jakiegoś spotkania. Sęk w tym, że nie byliście trzeźwi. Żaden z was. – zamilkła, by pozwolić mi oswoić się z tym, co mówiła.
- Mów dalej.
- Borys był bardziej pijany niż ty, pewnie dlatego ty prowadziłeś. On mógł być nawet nieprzytomny. Jechaliście bardzo szybko. W którymś momencie zjechałeś na przeciwny pas. Zderzenie czołowe z ciężarówką. Nie wiem, co się stało i dlatego tak postąpiłeś, dlaczego zjechałeś na tamten pas, dlaczego usiadłeś za kierownicą. Nie dowiemy się nigdy, bo nic nie pamiętasz. – pokręciła ponownie głową. Czułem, jak sztywnieje mi kark. W oczach stanęły mi łzy. Borys to mój najlepszy przyjaciel, od zawsze. Przyjaźnimy się od czasów dzieciństwa, uczyliśmy się razem grać w piłkę. Razem się bawimy, razem popełniamy błędy. Wykorzystuje go czasem, czasem jest krucho między nami, ale za nic w świecie nie zamieniłbym go na kogokolwiek innego.
- Boże, co z Borysem? – spytałem. Matka podniosła wzrok i spojrzała mi prosto w oczy, jakby chcąc zajrzeć w głąb mojej brudnej duszy.
- Borys nie żyje. – powiedziała, patrząc mi prosto w oczy.

Powiem wam, że w jednym momencie wszystkie bariery runęły, a ja poczułem, jak moje serce zostaje sztyletowane milionem ostrzy. Zwinąłem się w kłębek, zacząłem łkać, krzyczeć, szlochać, miotały moim ciałem dziwne konwulsje i skurcze. Krzyczałem w niebogłosy, jakby ktoś rozrywał moje ciało. Dławiłem się własną śliną i łzami. Lekarze w popłochu biegali koło mojego łóżka, próbując zaaplikować mi jak najwięcej środków uspokajających.
Jeśli dusza może umrzeć, to moja właśnie zginęła. Umarłem, psychicznie umarłem, rozerwany na strzępy i zasztyletowany.

CIĄG DALSZY NASTĄPI :)

8 komentarzy:

  1. Nadal zapowiada się niezwykle ciekawie, to, co mogłabym tylko od siebie dodać, to popracuj nad powtórzeniami (w pewnym miejscu jest trzykrotnie użyte "naprawdę", chyba że był to zabieg celowy ;]). Czekam na dalsze części.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za tę uwagę. Jest masa błędów stylistycznych, mimo że staram się raczej wszystko szlifować, to nie jestem w stanie ocenić niektórych błędów obiektywnie. Publikuje co tydzień, więc do napisania <3

      Usuń
    2. Wiem, wiem, to zrozumiałe, sama sprawdzam swoje wpisy, które chcę opublikować na blogu parę razy, a i tak czasami znajdę później sporo błędów, głównie własnie stylistycznych. :) Tak więc czekam z niecierpliwością! :)

      Usuń
  2. Cześć! Chciałabym Cię poinformować, że zostałaś przeze mnie nominowana do tzw. "Liebster Blog Award". :) Szczegóły na: http://still-changeable.blogspot.com/2014/08/liebster-blog-award-moje-odpowiedzi.html#more

    OdpowiedzUsuń
  3. Wybacz, że nie czytam i komentarz będzie zupełnie nie dotyczący treści, ale zaraz muszę spadać do malowania, więc tylko rozsyłam nominacje w komentarzach - Twój blog został nominowany do Liebster Blog Award, pytania możesz zobaczyć tu: http://nevermind-factory.blogspot.com/2014/08/money-for-nothing-lba-po-raz-drugi.html :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz!
Konstruktywna krytyka napędza mnie do dalszej pracy :)

copy & paste