wtorek, 19 sierpnia 2014

Pierwsze opowiadanie, Gdy byłem po drugiej stronie - początek, część I

Jest to dłuższe opowiadanie podzielone na kilka części. Niczego nie planuję jeśli chodzi o pisanie krótkich form, więc nie wiem ile będzie części, ani jak wszystko się potoczy.  Ciąg dalszy za tydzień. Życzę miłego czytania i proszę o komentarze i konstruktywną krytykę. 


Gdy spotkałem Miłość, moje życie wywróciło się, a ja zgubiłem sam siebie.
- Tracimy go! – wykrzyknęła smukła lekarka. Nie czułem się nieprzytomny, czułem się szalenie przytomny.  Nie wiem, jakie wariacje wyprawiało moje serce, ale mój umysł się tym nie przejmował i dalej żył sobie swoim ociężałym tempem. Czułem, że mój oddech jest ciężki, jakby ktoś naciskał mi na klatkę piersiową. A może naprawdę naciska? Pierwsza pomoc? Proszę państwa, ja żyję i mam się dobrze.
- Tracimy! – znów zakrzyknęła lekarka. Wszyscy już to słyszeli, młoda pani doktor. Mam ochotę się podnieść i spytać o co chodzi. Czuję się doskonale. Zrobię im niezłego psikusa, doktorkowie będą mieli miny jakbym zmartwychwstał. Całą zasługę mojego ozdrowienia oczywiście przypiszą sobie, a przecież podniosę się tylko i wyłącznie dzięki własnej trzeźwej świadomości. No to wstaję. Nic, dalej leżę. Próbuję przesłać do mózgu wyraźny komunikat: „Podnosimy się”, ale dalej nie otrzymuję odpowiedzi. Mózgu, jesteś jeszcze tam? Leżę nieruchomo, nic nie czuję. Nawet mój umysł odmówił mi posłuszeństwa.
Chwilę później czuję mocne ukłucie w piersi i wyczuwam jak praca w moim organizmie rusza ze zdwojoną siłą. Krew szumi mi w uszach. Czuję słabe  i delikatne pompowania serca. Otwieram oczy, oglądam świat przez małe szparki między powiekami.
I wtedy widzę Ją. Jest nieziemsko piękna. Chyba nie jest człowiekiem. Ludzie nie są tak piękni, ludzie nie są w ogóle piękni. I nagle, prowadzona małym impulsem dochodzi do mojego ociężałego, pewnie niedotlenionego umysłu jedna myśl: czy ja już umarłem? A jeśli tak, to czemu jestem w niebie? Spodziewałem się najczarniejszych odmętów piekieł zarezerwowanych tylko dla mnie, a tu taka niespodzianka. Wszędzie jest biało, nie ma nic wokół. Stoi tylko Ona. Nie odzywa się, patrzy na mnie spokojnym  i ciekawym wzrokiem. Ma na sobie różową suknię z tiulu, we włosy ma wpięte jakieś białe kwiaty. Uśmiecha się. Nie mogę się rozejrzeć, wokół, nie mogę się ruszyć. Nagle czuję na swoim policzku powiew wiatru i jakiś delikatny szum. Wiatr rozwiewa jej włosy, a ona się śmieje. Biały krajobraz przedstawiający idealną definicję nicości zaczyna nabierać kolorów. Daleko od nas, na horyzoncie, formują i zlepiają się drzewa, Słońce zaczyna ogrzewać mi twarz. Na ziemi pojawia się piach, na którym stoi, gołymi stopami, Ona. Czuję, jak zimne ukłucie drażni mi stopy. Odwracam się- o dziwo, udaje mi się odwrócić. Spoglądam teraz na swoje stopy pieszczone falami zimnego morza. Stoimy na pustej plaży. Wyjaśniło się pochodzenie szumu – to fale delikatnie szumią i pienią się, uderzając o piaszczysty brzeg. Wznoszą się trochę ponad przeciętny poziom morza, by chwilę później zmienić się w brudną pianę i zniknąć na zawsze lub wsiąknąć w piach. Jest bardzo ciepło, piach jest niemalże gorący, ale wieje chłodny wiatr.
- Co się dzieje? Co to za miejsce? – spytałem Kobiety. Ona zaśmiała się znów melodyjnym śmiechem.
- Na pewno nie jest to niebo. – znów się zaśmiała. Chwyciła mnie za rękę – Chodźmy na spacer brzegiem morza.
Ruszyłem posłusznie za nią. Nikogo nie było na plaży poza nami. Jej sukienka rozwiewała się pod wpływem wiatru. Szliśmy kawałek, aż zobaczyłem na horyzoncie parę idącą w naszym kierunku. Szli, tak samo jak my, brzegiem morza. Kobieta prowadziła mnie ku nim, trzymając mocno moją dłoń. Im bliżej byliśmy tych postaci, tym jedna z nich wydawała mi się coraz bardziej znajoma. Szliśmy, a zimne fale obmywały mi stopy, a wiatr wiał prosto w twarz. Morskie powietrze działało odprężająco na umysł.
Przez chwilę wydawało mi się, że na horyzoncie widzę swoją byłą narzeczoną. Z kim mogłaby iść? Ze swoją przyjaciółką? Nie poznaję.  W każdym razie, to na pewno dwie kobiety; są drobne i wiatr rozwiewa im długie włosy. Idą naprzeciw nam.
Kilka kroków później byłem już pewien, że jedna z nich to moja narzeczona. Druga kobieta to jej najlepsza przyjaciółka. Szły wolno, moja była narzeczona zakrywała twarz dłońmi, a jej najlepsza przyjaciółka przytulała ją i poprawiała włosy, ten dziwny kobiecy gest mający znaczyć wsparcie i opiekę.
Jeśli one tu są, to rzeczywiście nie jest niebo. Myśli w mojej głowie się wzburzyły i zacząłem sobie zadawać mnóstwo pytań, a kobieta w różowej sukni dalej bezwzględnie ciągnęła mnie ku dwóm kobietom. Boże, jak moja była narzeczona zobaczy mnie z taką piękną kobietą, z którą idę za rękę po plaży, to mnie zabije. Boże, muszę temu zapobiec.
- Przepraszam – chciałem powiedzieć, chcąc spytać o cel naszego spaceru i zaproponować byśmy poszli w innym kierunku, ale nie mogłem wydobyć z siebie nawet jednego dźwięku. Usta miałem jak zasznurowane, nie mogłem nic powiedzieć. Szliśmy dalej.
Niedługo później zrównaliśmy się z dwiema kobietami, jednak one, przyznam z ulgą, zdawały się nas nie dostrzegać.
- Damy sobie radę, przetrwamy to razem, pomogę ci. – mówiła uspokajająco przyjaciółka mojej niedoszłej żony.
- Ale nie zastąpisz mu ojca. – powiedziała druga kobieta płacząc. Odsłoniła twarz i zobaczyłem, że jest cała we łzach.
- Znajdziesz innego mężczyznę i razem wychowacie to dziecko. Kogoś kto pokocha cię mimo wszystko i za wszystko. – perorowała przyjaciółka.  Rozstaliśmy się kilka miesięcy temu. Zdradziłem ją, ona dowiedziała się o tym przypadkiem. Klasyczny przypadek.  Wkurzała mnie rutyna w jaką obydwoje wpadliśmy, coś się wypaliło i tyle. Nigdy nie wróżyłem nam przyszłości. Matka zmusiła mnie do zaręczyn. Błąd życia i tyle. Ciekawi mnie jedno: o jakim one dziecku mówią? Jakim ojcu?
Kobieta w różowej sukni odwróciła się do mnie.
- Chodź za mną. – szepnęła i gwałtownie skręciła, wchodząc w morze. Pociągnęła mnie za sobą, lodowate szpilki wody wbijały się w całe moje ciało. Nagle wody zaczęło ubywać, a plaża zaczęła znikać. Piękna kobieta zmusiła mnie, bym zanurzył głowę w wodzie. Gdy znów znalazłem się na powierzchni, nie byliśmy już na plaży. Staliśmy w łazience, która swojego czasu należała do mnie i do mojej narzeczonej aż mnie wyrzuciła. Ona sama stała teraz przed lustrem, a ja i kobieta staliśmy za nią.
- Dzisiaj mu powiem. – usłyszałem dudniący głos rozbrzmiewający w całej łazience. To głos narzeczonej, ale ona nic nie mówiła – nie otwierała ust.
- To jej myśli. – wyjaśniła kobieta, dalej trzymając mnie za rękę.
- Będzie taki szczęśliwy. – powiedziała i dotknęła swojego brzucha. – Będziemy szczęśliwi.
- O co chodzi, jesteś w ciąży? – spytałem ją, a ona uśmiechnęła się do swojego odbicia w lustrze. Wtedy zadzwonił telefon, a ona poszła odebrać. Ruszyłem za nią.
- Halo? – spytała. W słuchawce usłyszałem miękki głos jednej z trzech nieszczęśliwych kochanek, z którymi miałem do czynienia, będąc jednocześnie w związku ze swoją narzeczoną.
- Zastałam Antoniego? – spytała słodkim głosem. Już wiem, jaki piekło będzie się tu działo.
- Nie, jest w pracy. Co mam przekazać, kim pani jest? – spytała obojętnie narzeczona. Stąd w ogóle ona ma mój numer? Starałem się nie zostawiać ze sobą żadnego kontaktu.
- Hm… mam ten numer z książki telefonicznej, Antoni nie zostawił ze sobą żadnego kontaktu, wziął jedynie mój numer. Mam nadzieję, że jestem jego dziewczyną, mimo tego, że nie odzywa się od tygodnia. Boję się, że mnie wykorzystał. – cisza w słuchawce. – Mniejsza, zaczynam pleść głupoty. Niech pani przekaże mu, że dzwoniłam i niech się odezwie.
Zapadła długa cisza. Narzeczona złapała się za brzuch.
 - Przekażę, do widzenia. – powiedziała chłodno i rzuciła słuchawką.
Dziwna kobieta wciągnęła mnie znów do łazienki, która wypełniła się wodą. Znaleźliśmy się pod wodą, ale gdy wypłynęliśmy, znowu byliśmy na plaży.
- Lubisz lato? – spytała kobieta.
- Tak. – odparłam.  – Mam dziecko?
Te dziwne wizje szokowały mnie i niepokoiły.
- Jak wygląda miłość o różnych porach roku? Czy tak? – spytała i odsunęła się, by pokazać mi, kto stoi za nią. Tym razem plażą szła moja narzeczona z małym dzieckiem. Szły, a kobieta podeszła do nich i z jej rąk zaczęły wylatywać  płatki śniegu, którymi otaczała nieszczęsną parę. Oni zaczęli marznąć, ocieplać się nawzajem, powietrze z ich ust wyglądało jak para. Matka przytuliła dziecko do swojej piersi, by mogło się ogrzać.
- Przestań, co ty robisz? – spytałem kobietę, a ona przestała obsypywać ich śniegiem, a zaczęła liśćmi i błotem, tak, że byli cali brudni. Matka postawiła dziecko na ziemi, a ono się poślizgnęło na błocie i upadło. Matka je podniosła i zaczęła otrzepywać z brudu.
Następnie piękna kobieta zaczęła rozsiewać kolorowe kwiaty, które natychmiast zaczęły rosnąć i rozkwitać. Kwiaty zaczęły okręcać się im wokół kostek, uniemożliwiając poruszanie się. Kobieta w różu odwróciła się do mnie.
- Ja jestem miłością. Jestem żywą miłością jednego człowieka do drugiego, brata do siostry, matki do córki, żony do męża. A ty jesteś zły. Zostawiłeś tę kobietę i oszukałeś ją, że ją kiedykolwiek kochałeś. Ty jesteś moim zaprzeczeniem – mówiła kobieta, a w jej oczach płonął ogień. Dziecko i matka zaczęli się szamotać w plątaninie kwiatów. Nagle Miłość uniosła dłoń, a kwiaty ustąpiły.
- Lubisz Lato? Ja też. – powiedziała, uśmiechając się. Dziecko nagle oddaliło się od matki i pobiegło do wody. Matka ruszyła za nim. Dziecko zniknęło pod falami, a matka zaczęła krzyczeć.
- Utopi się! – krzyknąłem i ruszyłem do wody, by ratować dziecko, ale nie mogłem go znaleźć w wodzie. Gdy odwróciłem się, matki też nie było. Na brzegu stała spokojnie Miłość.
- Wracaj skąd przyszedłeś. – powiedziała. Nagle Słońce zaczęło rozpalać wszystko mocnym białym światłem i wszystko zaczęło jaśnieć. Plaża znikła.
***
Znów poczułem ukłucie w piersi. Wracała do mnie realna świadomość. Otworzyłem oczy.
- Witamy wśród żywych. – powiedziała lekarka, która stała nade mną. Ostre światło szpitalnych jarzeniówek raziło mnie w twarz, moja skóra była napięta, a mięśnie wiotkie. Rozglądałem się bezwiednie po sali, w głowie miałem jedną myśl: muszę pomóc mojej narzeczonej, zabrakło jej mojej miłości, ale już wracam, przybywam z pomocą.
- Muszę  natychmiast wstać i stąd wyjść. – powiedziałem, próbując się podnieść, ale i tym razem mój mózg nie reagował na moje paniczne rozkazy. Lekarka pochyliła się nade mną i złapała mnie za rękę. Spojrzałem na nią.
- Nie może pan wstać, miał pan wypadek samochodowy. – odpowiedziała spokojnie, trzymając mnie mocno za rękę. Wbijałem w nią wzrok.
-Co się stało?  Czy ja jeszcze żyję? Gdzie moja narzeczona? Gdzie moje dziecko? – spytałem. Lekarka spojrzała na mnie tępym wzrokiem, marszcząc brwi z niedowierzaniem.
- Niech pan się uspokoi. Nie może pan wstać; jest pan sparaliżowany. Wypadek uszkodził panu kręgosłup. Ledwo pana uratowaliśmy. – lekarka mówiła i kręciła głową. Zachłysnąłem się powietrzem.
- Jak to: sparaliżowany?  - przełknąłem głośno ślinę.
- Nie może pan się ruszać od pasa w dół. Robiliśmy wszystko, co tylko mogliśmy zrobić… - powiedziała lekarka i zamilkła. Do końca życia nie będę mógł chodzić? Jak ja wrócę do swojej narzeczonej? Jak ja jej pomogę, jak wychowam dziecko?
- A co z moją narzeczoną? Jest w ciąży, co z nią? – spytałem. Lekarka uniosła brwi, znów patrząc na mnie jak na wariata.
- Przykro mi. – nastąpiła dłuższa chwila ciszy.


CIĄG DALSZY NASTĄPI J  

6 komentarzy:

  1. Wpadłem na ten blog przypadkiem i wiem, że zostanę tu na dłużej. :) Piszesz w bardzo ciekawy sposób, nie przesadzasz z opisami, a jednocześnie bardzo obrazowo i wyraziście, przenosząc czytelnika w miejsce akcji. Czekam z niecierpliwością na kolejną część. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, to niezwykle miłe słowa! Postaram się jak najszybciej napisać następną część opowiadania, już siadam do pracy :)

      Usuń
  2. Świetny sposób pisania. W wolnej chwili zapraszam do mnie :) www.davesglance.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. To jest genialne, naprawdę! Będę czytać na bieżąco, nie ma innej opcji ;) Sama czasami piszę opowiadania (jeśli chcesz, wpadnij na mój blog, byłoby mi miło), ale zwykle są krótkie, Twoje jak piszesz ma mieć parę części... Tym lepiej! :) pozdrawiam, A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Nawet nie wiesz, jak bardzo wspierają mnie w pisaniu takie słowa! Oczywiście, że wpadnę na twoje bloga. Jeszcze raz dziękuję z całego serca <3

      Usuń
  4. Wisz, to jest bardzo, ale to bardzo profesjonalnie, czyli twój blog można nazwać e-książką, ślicznie, z lekkością się to czyta i w głowie, od razu jest huk zdarzeń i czeka się na to co będzie dalej....tak trzymaj...pisz.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz!
Konstruktywna krytyka napędza mnie do dalszej pracy :)

copy & paste