czwartek, 29 stycznia 2015

Nałóg


Zapraszam do czytania i komentowania :)


Strach. Rzadko w moje serce wpływa to cierpkie uczucie. Strach wkradł się do mojego umysłu i powoli rozcieńczał moje trzeźwe myśli.

Herbata parzyła mi palce. Ganek w moim domu pięknie oświetlony był wczesnym Słońcem. Herbata była gorzka i zbyt mocna. Mróz powoli i dyskretnie wchodził pod koc, który na mnie leżał. Ona była w domu, naprawdę była w domu. Z rozkoszą można wyobrazić sobie miejsce, gdzie może stać. Myśli o tym, że jest, sprawiały mi wielką przyjemność. Nic więcej nie jest mi potrzebne. Mam swój ganek, na którym zawieszono różowe kwiaty, mam szare poranki, słodką rutynę, ciepłą herbatę i oczywiście…  mam Ją. Czego można sobie zażyczyć jeszcze? Kota?

Wychodząc z domu, uderzył mnie w twarz mocny powiew powietrza. Zimnego, szczypiącego powietrza. Zmęczenie zniszczyło mi przez wiele lat twarz i wyglądam starzej i dojrzalej. Ona została  w domu sama. Wiem, że gdy wrócę, Ona będzie na mnie czekać. Już czeka. Czeka na mój powrót, gdy znów będzie mogła wkraść się do mojego umysłu i serca. Nie jest w stanie żyć beze mnie.
Podeszwy   moich butów  szurały o chodnik. Rozpadające się buty klapały, wydając z siebie bardzo śmieszne odgłosy. Nad miastem zawisły brudne, szare chmury, które zdawały się patrzeć z dezaprobatą na ludzi i na ich czarne, smoliste spaliny samochodów, które rozcieńczały normalne powietrze.

Lubię miasto. W mieście naprawdę wszystko jest znośne. Jest wiele sklepów, wiele się dzieje, wiele można zrobić w mieście. Tak naprawdę istnieją tylko dwie rzeczy, których nie lubię w mieście: tych okropnych spalin oraz ludzi generalnie. Gdyby nie to, miasto, każde miasto, byłoby moim ulubionym miejscem na świecie.

Ona jest mi potrzebna, nie zajdę daleko od Niej. Im dalej znajdował się dom, tym wyraźniej dało się odczuć pustkę. Pustkę, która z czasem zamieniała się w chłonące pragnienie, które nigdy nie zostawało ugaszone i które pochłaniało mnie od wewnątrz w akcie swojej szaleńczej desperacji. Czy tak zakochani ludzie odczuwają tęsknotę? Czy tęsknota to niezaspokojona pustka, bolesna wyrwa w sercu, która domaga się spełnienia, domaga się w tak brutalny i nachalny sposób spełnienia, że w którymś momencie jest gotowa być zapełnioną czymkolwiek?

Ona była połączona ze mną grubym sznurem. Krępowała mi ręce, krępowała mi moje serce. Nie sposób było uwolnić się od Niej. Nikt by nie chciał się od niej uwalniać. Mój oddech pachniał jak Ona, moja skóra pachniała Nią. Nawet w moich żyłach można było znaleźć Jej ślady.

Ulica była zatłoczona. Dało się odczuć, jak małą i nieznaczącą rolę odgrywam w tym wielkim świecie. Wszyscy ludzie są tak piękni, tak różni i tak wyjątkowi. Każdy kogoś kochał, każdy kogoś stracił i każdy się czegoś boi. Ich dusze szamoczą się w małych klatkach, są dzikie, pragną ugryźć kawałek świata, są spragnione krwi. Dusze pełne dzikości, pełne emocji, pełne życia. Trzepot ich skrzydeł powoduje huragany i burze, lawiny ludzkich kłopotów.

Patrzę w spragnione życia ludzkie oczy i cieszę się, tak bardzo cieszę się, że mam Ją. Chcę leżeć u Jej stóp, chcę, by była środkiem mojego wszechświata. Nie chcę widzieć ani Słońca, ani chmur, ani budynków, ani psów, ani smutku, ani szczęścia – chcę by mnie związała  w łańcuchy, chcę, by mnie zniewalała. Nie chcę walczyć, nie chcę się o nic starać, nie chcę o nic zabiegać – chcę tylko leżeć i czuć, jak Ona mnie przenika. Leżeć bez własnej woli. Nie trzeba patrzeć na świat i na ludzi, by mieć wszystko i by czuć się spełnionym. W Niej znajduję to, co powinno mnie wypełnić. I wypełnia mnie. Więc po co, po co mam walczyć, po co mam się prostować, patrzeć w niebo, oddychać świeżym powietrzem? Wystarczy, że Ona mnie wypełnia i że mam Ją na wyciągnięcie ręki.

Chodnik był mokry, musiało padać.  Było pochmurno, chłodna mgła muskała policzki, osadzała się na rzęsach, wpływała w płuca, mroziła gardło.

Nagle na moim ramieniu pojawił się ciepły oddech i znany mi zapach. Moje oczy powędrowały w kierunku źródła zapachu. Jasne włosy pięknie odbijały światło, duże, niebieskie oczy patrzyły na mnie z radością. Podłużny, smukły kształt głowy, twarz jakby wydłużona przez powagę. Usta drobne i wąskie, ledwie zarysowane.

- Miło cię widzieć. – powiedział. Uśmiechnął się pokrzepiająco. W mojej głowie więcej  było zmieszania niż radości, ten człowiek był żywym wspomnieniem. Jego zapach, ułożenie włosów, gesty – patrzysz i zastanawiasz się, czemu akurat to jego dziś spotkałeś. On miał miejsce w samym środku mojego serca, w samym środku, ale porzucił je. Porzucił je, a odchodząc, rozerwał całe serce. Serce mi więdnie, gdy patrzę na niego  i wiem, że nie mogę wyciągnąć dłoni, by poczuć dotyk jego skóry.

Dużo jęków dało się usłyszeć w głębi mojej duszy, a jego oczy świeciły pod wpływem Słońca.

Muszę myśleć o Niej. Stare, zniszczone i zakurzone wspomnienia zaczęły skrzypieć w mojej głowie. Skrzypiały boleśnie, tysiącem zawiasów i spróchniałych desek.

- Może spotkamy się kiedyś? – powiedział. Jego usta były suche i popękane.
- Teraz się widzimy. – na moją twarz wpełzł wymuszony uśmiech.  Myśli o Niej,  jak zimna mgła, uspokajały skrzypienie dawnych wspomnień. Zobojętnienie ochładzało mi umysł i zwalniało puls, Ona mnie uspokajała. Ona sprawiała, że przychodziło twardość myśli i odporność na wspomnienia. Uodparniała mnie na świat. Była jak zimna mgła, jak białe płótno, które zakrywało w moim umyśle bolesne kolory. Bolesna żywotność, bolesne pragnienie życia stawało się przy Niej szare. Nieznaczące.
- Nie starcza mi to. Co u ciebie? – spytał. Zaskoczyła mnie jego nachalność. Słońce, które świeciło mu zza ramienia, nie pozwalało mi spojrzeć mu w oczy.
- Innym razem. – myśli o Niej pchnęły mnie do tego, by od niego odejść. Był piękny, był mi znany i jednocześnie tak bardzo obcy. Opuścił już dawno moje serce, nie było w nim dla niego miejsca. Był piękny, dalej był godny podziwu, dalej zachwycał. Moje serce mogłoby zakochiwać się w nim jeszcze miliony razy, nawet dzisiaj mogłoby to zrobić. Mimo tego serce okryte w białe płótno, zatopione w białą mgłę, uśpione i wolne, jest  dużo lżejsze niż gorące i rozpalone, szybko wybijające mocny rytm. Uśpione serce nie jest ciężarem. Ona mnie znieczula.

Robiło mi się ciężko bez Niej, same myśli mi nie starczały. Mgła opadała. Świat znów ubierał się w ostre kolory. Żołądek skręcał mi się w brzuchu. Mgła go opuszczała, dotykał go świat, dotykała go natura. Delikatna, zwiewna mgła, która przynosiła znieczulenie i ochronę, powoli odpływała. W takich momentach czuję ból mocniej niż cokolwiek innego. Czuję zdradę, czuję odrzucenie. Płynę na obłoku mgły, zatapiam się w lekkości. Nikt mnie nie uprzedza, że ten radosny obłok w końcu się rozpłynie. Upadam twarzą na ziemię. Roztrzaskuje sobie głowę, która nie pozwala mi na myśli. Czuję, jakby miała zaraz eksplodować. Głowa mnie boli, mój organizm próbuje mi udowodnić, ile we mnie słabości.

Sklep wydaje się być zbyt daleko. Gniotę w brudnych rękach banknot. Ten brudny papier nie starczy, by kupić sobie Jej szczęście. By przywołać mgłę, by przywołać Ją. To Ona sprawia, że mgła wylewa się na mój umysł. To Ona jest uspokojeniem. Nie starczy mi pieniędzy. Nie dojdę do sklepu.
Zatrzymuję się. W ustach mi zaschło, czuję kwaśny smak. W moim brzuchu czuję bolesne konwulsje. Niebawem będzie jeszcze gorzej, niebawem organizm mi pokaże, co to znaczy odtruwanie. Jest coraz gorzej. Nie dam rady, nie przejdę dalej.  Pragnienie piecze mi podniebienie. Widzę szyld sklepu na końcu ulicy. Nie dam rady, potrzebuję Jej. Muszę do Niej wrócić. Ona mnie przywołuje, słyszę to.

Ściskam banknot w dłoni i odwracam się napięcie. Idę z powrotem do domu. Sprawy artykułów żywnościowych załatwię później. Poproszę kogoś , żeby mnie wyręczył. Pomyślę o tym. Za kilka godzin. Teraz liczy się tylko Ona. Realny ból i zwykła realność mojego ciała bardzo mi doskwierają. Mgły nie mam w sobie już ani kropelki. Zniknęła. Czuję swoje ciało aż nazbyt wyraźnie. Głupi, miękki organizm próbuje wypłukać ze mnie pozostałości po tej znieczulającej mgle. Myśli, że mnie ratuje, ale sam mi szkodzi. Mechanizm organizmu jest precyzyjny, ale jakże głupi i jakże niezwiązany z duszą. Po co wypłukiwać mgłę, w której tak cudownie się topię?

Potrzebuję Jej. Jej. Mgła to jedna sprawa, ja natychmiast potrzebuję Jej.

Ledwie się doczołguje do mieszkania. Szepczę, wchodząc na ganek, że muszę Ją mieć, muszę Ją poczuć, bo inaczej mój organizm zacznie odreagowywać Jej działania. Zgubił się gdzieś po drodze  mój brudny banknot. Nie obchodzi mnie to, w tym momencie myślę tylko o tym, by Jej dosięgnąć. Potrzebuję Jej, rzeczywistość jest nie jest do zniesienia,  nie wytrzymam ani minuty dłużej. Gdy Ona opuszcza me ciało, gdy mój organizm na siłę wypłukuje Jej pozostałości z mojego żołądka, gdy głowa mi pęka, gdy pragnienie skręca mi wnętrzności, czuję, czym jest rzeczywistość. Od niczego nie chcę tak uciekać, jak od rzeczywistości. Uciekam od ludzkich pragnień, od ludzkiego szczęścia, od walki, od kłopotów. Nie potrzebuję nic, potrzebuję tylko Jej. Ona daje mi zapomnieć, daje mi uwolnić się od świata, jednocześnie mnie krępując.

Podłoga w domu skrzypiała pod moimi nogami. Moje myśli fruwały tylko wokół komody, w której znajdę Ją. Komoda była zamknięta na klucz. Klucz spoczywał w mojej kieszeni, blisko mnie, jako jeden z ważniejszych przedmiotów w moim życiu, zaraz po pierścionku mojej mamy, który mam teraz na serdecznym palcu. Klucz lekko szczęknął w zamku, ale drzwi ustąpiły i komoda się otworzyła. Dłonie mi się pociły, potrzeba Jej posiadania była we mnie tak niewysłowienie duża, że moje myśli dotyczyły tylko Jej. Nie było w mojej głowie innych myśli, odmiennych niż Ona.
Dłonie mi się trzęsły, gdy moje palce poczuły dotyk Jej zimnego szkła.

Otworzyłam ją. Zimną, życiodajną butelkę, której zawartości mój struty organizm bardzo potrzebował. Napiłam się łapczywie, a alkohol rozlał się po  moim wnętrzu ciepło wibrując. Nie wytrzymam bez butelki nawet chwili, jednocześnie nie mam już pieniędzy na więcej. Czekałam, leżąc na ziemi, aż alkohol rozpłynie się po moich żyłach i trafi do mojego umysłu, który naprawdę go potrzebował. Ona, Butelka, potrafi mnie znieczulić na  ten świat. Ona staje się moją rzeczywistością.
Ona jest wszystkim, co kiedykolwiek posiadałam. Jest moją mgłą, moim lekiem i moim odpoczynkiem. Ona jest moim nałogiem.


2 komentarze:

  1. Fajnie ci to wyszło :). Autorskie? ;p

    http://emailaema.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. autorskie To moje opowiadanie, ale nie jest w całości autopsją z mojego życia haha
      Ale dziękuję :)

      Usuń

Dziękuję za każdy komentarz!
Konstruktywna krytyka napędza mnie do dalszej pracy :)

copy & paste