Miłego czytania :)
Miłość spada na nas jak kamień. Ciężki, zimny głaz, który
potrafi nas zmiażdżyć i połamać skrzydła. Zadanie każdego z nas polega na tym,
by głaz ten przezwyciężyć i podnieść go, odsunąć, wygrać z jego masą. Gdy
wygramy, oczyścimy się, a miłość będzie lekka i jasna. Cóż mamy uczynić, by ten
głaz stracił na wadze, albo by my znaleźlibyśmy siłę go podnieść?
Wszystko jest ciężkie. Wszystko ma postać kamieni, czasami
głazów. Kamieniami jesteśmy przywiązani do ziemi, kamienie leżą na naszych
słabych sercach.
Gaja, leżąc na zimnej ziemi, płakała. Czekała na grad,
czekała na deszcz, tak bardzo chciałaby się schować w naturze, zwinąć, jak
mały kwiatek, zwinąć liście, zwiędnąć,
zgnić płytko, połączyć się z ziemią i tam już pozostać. Ludzie są tacy
nienaturalni. Gdy roślina czuje, że jej życie jest skończone i nie ma dalszego sensu istnienia, zwija
swoje kruche płatki, więdnie i oddaje się Ziemi. Nic prostszego. Tymczasem
ludzie, ostre rogi świata, trwają w swoich bezprodukcyjnych życiach, niszcząc
siebie i innych.
Leżała na ziemi i marzyła, by się z nią zrównać. Jej różowe,
gładkie i ciepłe policzki brudne były od piachu i łez, drgały lekko od zimna. Zimną
miała duszę, zimno przechodziło przez skórę, nerwy i mięśnie, by chłodzić same
kości.
- Jeśli nie mogę zgnić, zamarznę tutaj. – powiedziała Gaja,
patrząc w piękne, białe niebo. Gaja była bardzo nieidealna. Miała chorą duszę,
wariowała od wdychania porannej mgły, oczy jej się szkliły, gdy
zachodziło Słońce. Trzeba być twardym, trzeba pewne rzeczy rozumieć. Na naszym
okrągłym globie, w którym brak ostrości, my jesteśmy rogami, pokrzywionymi
zagięciami. Uczepiliśmy się kuli i chcemy wmówić wszystkim, że
to kwadrat. Jesteśmy dodatkiem. Może kiedyś byliśmy gładcy i okrągli, dziś
jednak jesteśmy tylko rogami. Zaostrzyliśmy się.
Gaja leżała na ziemi, a zimno swoimi gładkimi dłońmi, mogło
dotknąć ją wszędzie. Najgorsze jest to, że gdyby chciała odsunąć od siebie
zimno, gdyby chciała krystaliczne dłonie chłodu odepchnąć od siebie, to nie
będzie mogła tego zrobić. Gdy zimno przejdzie przez skórę, nie ma dla niego
przeszkód. Mróz, swoimi kłującymi szponami zadawał jej ból, a ona się temu
poddawała.
Wtedy pojawił się ON. Przyczołgał się do niej na kolanach,
brudząc się piachem, wodą i trawą. Był nieskazitelnie piękny, niezaburzenie
idealny, pięknie dopracowany. Ciało miał sprężyste, białe, silne, pachnące
miękkimi płatkami róż. Policzki jego również były różowe, tak jak delikatne
róże.
- Co ty tutaj robisz? – spytała Gaja. On wytarł swoje
ubrudzone, porcelanowe dłonie o pachnące ubranie.
- Odpowiedzi może być kilka, ale moim zamierzeniem jest
zgnić tutaj. – odparł. Gaja zaniemówiła przez chwilę, ale chłód nie pozwolił
jej umysłowi trwać długo w zadumie.
- Dlaczego? Jesteś idealny, czemu chcesz tu gnić? Nie musisz
rano oddawać się ciemności, nie musisz wąchać metalowych poręczy, nie musisz
przepychać się przez poszarzały tłum, nie musisz patrzeć na metalowe budynki…
Ty chyba nic nie musisz, hm? Dlaczego więc taki człowiek jak ty, który jest
chroniony przed całą szarością rzeczywistości, dlaczego taki człowiek pragnie
tutaj, leżąc na ziemi, zgnić? – spytała Gaja, a w jej głosie dało się wyczuć
lament. On spojrzał na nią, a jego jasne, błyszczące włosy opadły mu na oczy.
Przeczesał je.
- Jak to jest być idealnym? – spytał i usiadł po turecku.
Wydawało się, że jego ciała nie ima się chłód, wydawało się, że lód i zimno
omijają go, ale w rzeczywistości tak nie było. Marzł, cały się wręcz trząsł, ale tylko w
swoim wnętrzu. Jego porcelanowe ciało trwało sztywne w jednej pozycji, bijąc
swoim pięknem i blaskiem. Gai naprawdę wydawało się, że on nie odczuwa bólu
zimna, że z jakiegoś powodu chłód nie chce zniszczyć jego ciała. Może zimno
jest wrażliwe na piękno i nie chce go niszczyć?
- Idealnym być, to znaczy być tobą. – odparła Gaja. On
pokręcił głową.
- Idealnie, to byłoby ogrzać swoją duszę w świetle drugiej.
Jeżeli ta druga również marznie, to można ogrzać się w świetle, które odbija
kryształ tej duszy. Dwie lodowate dusze mogą nawzajem wytworzyć ciepło.
Ogrzewać się czyjąś duszą, to jest idealne. – wyjaśnił. Gaja cierpiała z zimna,
bolały ją palce, bolały ją stopy, bolała każda kość. Ledwo docierało do niej
to, co mówił przybysz.
- Cierpisz z miłości?- spytała Gaja. Żaden nerw na jego
twarzy nie drgnął.
- Nie. Z miłości się nie cierpi. Cierpieć można najwyżej z
jej braku. – mruknął.
- Znane słowa! – krzyknęła – Dalej nie rozumiem, co ty tu
robisz?
- Czemu chcesz zamarznąć? – spytał ją. Ciężko jej było
myśleć od chłodu, który rozkładał w jej ciele każdą ciepłą komórkę.
- To nie jest zależne ode mnie. Prędzej czy później
zamarznę. Chciałabym się zjednać z Ziemią, ale ona nie chce ani mej duszy, ani
ciała. – przyznała mrużąc oczy. Na jej rzęsach zatrzymywały się płatki śniegu.
- Ja też marznę. Marznę od dawna, drgam z zimna. Do mojej duszy nie dochodzi ani
miłość, ani ciepło. Jedno by
wystarczyło, by moja dusza odżyła, ale nie może. Jest jak zablokowana. Jest
podduszona, oddzielona od wszelkiego dobra. – wyznał on, a policzki mu się
zarumieniły ze wstydu, gdyż wyznał Gai swój głęboko skrywany sekret.
- Zablokowana? Zastanawiałeś się, co ją blokuje? – spytała Gaja,
która przestawała czuć cokolwiek, gdyż zimno prawie dokańczało dzieła.
- Chłód? – spytał, patrząc na Gaję, która bladła z zimna.
- Nie, chłód zawsze jest tylko konsekwencją. Chłód nie jest
powodem rozpadu duszy, chłód zawsze jest skutkiem. – zapewniła. Jego dusza,
piękna i biała, oszkliła się teraz lodem i świeciła jakby milionem diamentów.
Gaja nie wyglądała, jakby jej duszę oszkliły diamenty, wyglądała bardziej jak
człowiek, któremu na twarz włożono białą, bezosobową maskę.
- Cóż więc to może być? – spytał niewinnie, obserwując z
przestrachem, jak Gaja zamarza.
- Miłość. – uśmiechnęła się blado. Jej oczy patrzyły na
niego z wyrzutem.
- Miłość mnie blokuje? Jak to możliwe, miłość jest dobra!-
wzburzył się.
- Nie, to nie miłość jest dobra, to ludzie są dobrzy. Miłość
to zbiór przypadków, które skłaniają człowieka do wykrzesania z siebie dobra.
Kamień, który na tobie leży, to miłość.
Odepchnij go, a poczujesz przypływ ciepła. Miłość nie jest tym kamieniem
bezpośrednio. Miłość to siła, którą możesz wykorzystać do odepchnięcia głazu.
Miłość wyzwala. Miłość jest wyzwaniem. Znajdź ją w sobie, a odepchniesz głaz.
To miłość ten głaz na ciebie spuściła i to miłością go odepchniesz. Idź więc,
czyń to, a twoja dusza nigdy już nie będzie marzła. – zapewniła dziewczyna. Jej
nieidealne ciało pokrywało się lodem. Włosy jej siwiały od mrozu.
- Zamarzasz.- szepnął on. Jego idealna dłoń dotknęła nieidealnej
dłoni Gai. Ona ją ścisnęła.
- Tak, bo się duszę, bo się tak potwornie duszę… Jeśli mam
wybierać miedzy duszeniem się mgłą i szarym, porannym powietrzem, a zwykłym
zamarznięciem, wybieram to drugie.- jęknęła.
- Czy twoja dusza też zamarza? – spytał, a ona spojrzała na
niego gasnącymi oczami.
- Marznę cała. Serce również pokrywa się lodem. –
odpowiedziała.
- Rozgrzewając ciało, można ogrzać duszę? Można, czy to
jednak zbyt proste? - pytał naiwnie.
- Człowiek to zarówno jego ciało jak i dusza. Rozgrzana
jedna z części spowoduje rozpuszczenie lodu u drugiej. Ciepła dusza grzeje
ciało, ciepłe ciało może grzać duszę. Zastanów się jednak, czym w takim wypadku
jest ciepło. – powiedziała, wypuszczając z ust zimną parę. Idealny położył się
koło niej i ścisnął jej dłoń mocniej. Jego porcelanowe policzki znów zaczynały
się lekko czerwienić, kiedy jej bladły coraz bardziej.
- Chcę ogrzać twoją duszę. Chcę, byś była mocą, z którą
pokonam głaz. – patrzył jej głęboko w oczy. Ona bardzo powoli mrugała, bardzo
powoli oddychała.
- Nie wiem, czy nie jest za późno. Już prawie zamarzłam. –
szepnęła. On pochylił się nad nią, a ciepło jego ciała drażniło jej schłodzone
zmysły.
- Czemu chcesz zamarznąć? – spytał ponownie. Jego oddech
wibrował ciepłem w powietrzu.
- Bo nie ma we mnie ciepła. Ani we mnie, ani nigdzie obok
mnie. Dusza moja oddycha poranną mgłą, moje ciało chłonie zimno. Moje oczy nie
widzą niczego oprócz metalu i błysku stali. Nie widzę Słońca. Moje palce
dotykają lodu, biorę w dłonie kryształowy
lód. Mgła, metal i chłód dnia powszedniego - to wszystko, co do tej pory
miałam.
- Ciepło koło ciebie może się łatwo znaleźć. – powiedział i
uśmiechnął się nieśmiało.
- Jesteś idealny. Spójrz na swoje porcelanowe dłonie. Na
swoje lekko zaróżowione policzki. Na swoje złote włosy…
- I na swoją zimną, zastygłą duszę? – przerwał jej. – Nie ma
we mnie nic idealnego.
- Nie mam siły sama żyć, co dopiero ciebie wspierać w życiu
i twój głaz odepchnąć. – pokręciła głową.
- Ciepło jednej duszy starczy na dwoje. Świat dzieli się na
dwie połowy, wszystko dzieli się na dwie różne połowy. Nie masz ciepła? Dobrze,
będę grzać oboje! Gdy jednej połowie czegoś braknie, z ratunkiem przybywa
druga. Na świecie wszystko jest zsynchronizowane, wszystko ze sobą współgra, to
bardzo proste. – mówił zafascynowany lodowatą Gają. Ona już była bardzo
wychłodzona.
- Nie wiem, czy nie
jest zbyt późno… - powiedziała słabo. On wziął Gaję w ramiona, jej blade
policzki nie nabierały rumieńców. Spojrzała na niego niewidzącymi oczami. Jego
piękno wydawało się aż nazbyt oczywiste, jego perfekcyjność aż biła. Gaja
chciałaby ogrzać się w jego blasku, poczuć jego ciepło, odepchnąć jego głaz,
ale jej dusza stawała się tak samo stabilna jak stabilna jest para, którą
wypuszczała z ust.
- Boję się, że zamarzniesz. – wyznał.
- A czy strach ten nie jest obawą, że stracisz tę jedyną
osobę, która będzie mogła odepchnąć twój głaz? – spytała z lekkim uśmiechem.
- Być może po części jest, ale fakt, że ty jesteś tą jedyną
osobą, dość przyjemnie brzmi. – odparł. Pochylił się nad nią , a jej serce
zabiło głośno, krusząc drobne kryształki lodu, które na nim były. Jej chłodne
serce drgnęło, więc dusza też znajdzie siłę, by żyć. On był ciepły, mimo że
porcelanowy, mimo że przygnieciony i przyduszony, myśli o niej grzały go,
dzięki temu on mógł ogrzewać ją.
Leżeli razem, marznąć, chłód lizał jej ciało, a jemu duszę.
Jej kruche serce biło powoli. Słychać było ciche trzaskanie zimnych kryształków
lodu.
Czy nasze dusze są przygniecione, czy może doskwiera im
bezlitosny lód? Czego potrzebujemy, ciepła, czy siły by odepchnąć głaz? Jaka
siła potrafi i ogrzewać i podnosić z naszych serc głazy?
Piękne. Nie mam innych słów by wyrazić co kotłuje się w mojej głowie po przeczytaniu tego tekstu. Nie wiem jakie są nasze dusze... Tak naprawdę każda jest inna, jednych - przygnieciona, innych - zbyt chłodna. Moja jest zobojętniała, a jednocześnie rozbita na tysiące kawałków.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
A.
http://still-changeable.blogspot.com ;)
Bardzo dziękuję! Takie słowa to dla mnie ogromne wsparcie! Każdy z nas choruje na inną chorobę duszy. Grunt to zlokalizować jej źródło.
UsuńJejku... takie ślicznie to opowiadanie.. aż żal że się kończy... ;c
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie, mam nowego posta. <3
A może wspólna obserwacja? :*
http://swiatoczamiklary099.blogspot.com/
Dziękuję bardzo! Obserwuję :) masz ślicznego bloga :)
Usuń20 year-old Office Assistant IV Alic Marquis, hailing from Smith-Ennismore-Lakefield enjoys watching movies like Conan the Barbarian and Backpacking. Took a trip to Historic Centre of Salvador de Bahia and drives a RX. skocz do tej strony
OdpowiedzUsuń