poniedziałek, 29 grudnia 2014

CHOROBY DUSZY


Miłego czytania :)


Miłość spada na nas jak kamień. Ciężki, zimny głaz, który potrafi nas zmiażdżyć i połamać skrzydła. Zadanie każdego z nas polega na tym, by głaz ten przezwyciężyć i podnieść go, odsunąć, wygrać z jego masą. Gdy wygramy, oczyścimy się, a miłość będzie lekka i jasna. Cóż mamy uczynić, by ten głaz stracił na wadze, albo by my znaleźlibyśmy siłę go podnieść?
Wszystko jest ciężkie. Wszystko ma postać kamieni, czasami głazów. Kamieniami jesteśmy przywiązani do ziemi, kamienie leżą na naszych słabych sercach.
Gaja, leżąc na zimnej ziemi, płakała. Czekała na grad, czekała na deszcz, tak bardzo chciałaby się schować w naturze, zwinąć, jak mały  kwiatek, zwinąć liście, zwiędnąć, zgnić płytko, połączyć się z ziemią i tam już pozostać. Ludzie są tacy nienaturalni. Gdy roślina czuje, że jej życie jest skończone  i nie ma dalszego sensu istnienia, zwija swoje kruche płatki, więdnie i oddaje się Ziemi. Nic prostszego. Tymczasem ludzie, ostre rogi świata, trwają w swoich bezprodukcyjnych życiach, niszcząc siebie i innych.
Leżała na ziemi i marzyła, by się z nią zrównać. Jej różowe, gładkie i ciepłe policzki brudne były od piachu i łez, drgały lekko od zimna. Zimną miała duszę, zimno przechodziło przez skórę, nerwy i mięśnie, by chłodzić same kości.
- Jeśli nie mogę zgnić, zamarznę tutaj. – powiedziała Gaja, patrząc w piękne, białe niebo. Gaja była bardzo nieidealna. Miała chorą duszę, wariowała od  wdychania porannej mgły, oczy jej się szkliły, gdy zachodziło Słońce. Trzeba być twardym, trzeba pewne rzeczy rozumieć. Na naszym okrągłym globie, w którym brak ostrości, my jesteśmy rogami, pokrzywionymi zagięciami. Uczepiliśmy się kuli i chcemy wmówić wszystkim, że to kwadrat. Jesteśmy dodatkiem. Może kiedyś byliśmy gładcy i okrągli, dziś jednak jesteśmy tylko rogami. Zaostrzyliśmy się.
Gaja leżała na ziemi, a zimno swoimi gładkimi dłońmi, mogło dotknąć ją wszędzie. Najgorsze jest to, że gdyby chciała odsunąć od siebie zimno, gdyby chciała krystaliczne dłonie chłodu odepchnąć od siebie, to nie będzie mogła tego zrobić. Gdy zimno przejdzie przez skórę, nie ma dla niego przeszkód. Mróz, swoimi kłującymi szponami zadawał jej ból, a ona się temu poddawała.
Wtedy pojawił się ON. Przyczołgał się do niej na kolanach, brudząc się piachem, wodą i trawą. Był nieskazitelnie piękny, niezaburzenie idealny, pięknie dopracowany. Ciało miał sprężyste, białe, silne, pachnące miękkimi płatkami róż. Policzki jego również były różowe, tak jak delikatne róże.
- Co ty tutaj robisz? – spytała Gaja. On wytarł swoje ubrudzone, porcelanowe dłonie o pachnące ubranie.
- Odpowiedzi może być kilka, ale moim zamierzeniem jest zgnić tutaj. – odparł. Gaja zaniemówiła przez chwilę, ale chłód nie pozwolił jej umysłowi trwać długo w zadumie.
- Dlaczego? Jesteś idealny, czemu chcesz tu gnić? Nie musisz rano oddawać się ciemności, nie musisz wąchać metalowych poręczy, nie musisz przepychać się przez poszarzały tłum, nie musisz patrzeć na metalowe budynki… Ty chyba nic nie musisz, hm? Dlaczego więc taki człowiek jak ty, który jest chroniony przed całą szarością rzeczywistości, dlaczego taki człowiek pragnie tutaj, leżąc na ziemi, zgnić? – spytała Gaja, a w jej głosie dało się wyczuć lament. On spojrzał na nią, a jego jasne, błyszczące włosy opadły mu na oczy. Przeczesał je.
- Jak to jest być idealnym? – spytał i usiadł po turecku. Wydawało się, że jego ciała nie ima się chłód, wydawało się, że lód i zimno omijają go, ale w rzeczywistości tak nie było.  Marzł, cały się wręcz trząsł, ale tylko w swoim wnętrzu. Jego porcelanowe ciało trwało sztywne w jednej pozycji, bijąc swoim pięknem i blaskiem. Gai naprawdę wydawało się, że on nie odczuwa bólu zimna, że z jakiegoś powodu chłód nie chce zniszczyć jego ciała. Może zimno jest wrażliwe na piękno i nie chce go niszczyć?
- Idealnym być, to znaczy być tobą. – odparła Gaja. On pokręcił głową.
- Idealnie, to byłoby ogrzać swoją duszę w świetle drugiej. Jeżeli ta druga również marznie, to można ogrzać się w świetle, które odbija kryształ tej duszy. Dwie lodowate dusze mogą nawzajem wytworzyć ciepło. Ogrzewać się czyjąś duszą, to jest idealne. – wyjaśnił. Gaja cierpiała z zimna, bolały ją palce, bolały ją stopy, bolała każda kość. Ledwo docierało do niej to, co mówił przybysz.
- Cierpisz z miłości?- spytała Gaja. Żaden nerw na jego twarzy nie drgnął.
- Nie. Z miłości się nie cierpi. Cierpieć można najwyżej z jej braku. – mruknął.
- Znane słowa! – krzyknęła – Dalej nie rozumiem, co ty tu robisz?
- Czemu chcesz zamarznąć? – spytał ją. Ciężko jej było myśleć od chłodu, który rozkładał w jej ciele każdą ciepłą komórkę.
- To nie jest zależne ode mnie. Prędzej czy później zamarznę. Chciałabym się zjednać z Ziemią, ale ona nie chce ani mej duszy, ani ciała. – przyznała mrużąc oczy. Na jej rzęsach zatrzymywały się płatki śniegu.
- Ja też marznę. Marznę od dawna, drgam  z zimna. Do mojej duszy nie dochodzi ani miłość,  ani ciepło. Jedno by wystarczyło, by moja dusza odżyła, ale nie może. Jest jak zablokowana. Jest podduszona, oddzielona od wszelkiego dobra. – wyznał on, a policzki mu się zarumieniły ze wstydu, gdyż wyznał Gai swój głęboko skrywany sekret.
- Zablokowana? Zastanawiałeś się, co ją blokuje? – spytała Gaja, która przestawała czuć cokolwiek, gdyż zimno prawie dokańczało dzieła.
- Chłód? – spytał, patrząc na Gaję, która bladła z zimna.
- Nie, chłód zawsze jest tylko konsekwencją. Chłód nie jest powodem rozpadu duszy, chłód zawsze jest skutkiem. – zapewniła. Jego dusza, piękna i biała, oszkliła się teraz lodem i świeciła jakby milionem diamentów. Gaja nie wyglądała, jakby jej duszę oszkliły diamenty, wyglądała bardziej jak człowiek, któremu na twarz włożono białą, bezosobową maskę.
- Cóż więc to może być? – spytał niewinnie, obserwując z przestrachem, jak Gaja zamarza.
- Miłość. – uśmiechnęła się blado. Jej oczy patrzyły na niego z wyrzutem.
- Miłość mnie blokuje? Jak to możliwe, miłość jest dobra!- wzburzył się.
- Nie, to nie miłość jest dobra, to ludzie są dobrzy. Miłość to zbiór przypadków, które skłaniają człowieka do wykrzesania z siebie dobra. Kamień, który na tobie leży, to miłość.  Odepchnij go,  a poczujesz  przypływ ciepła. Miłość nie jest tym kamieniem bezpośrednio. Miłość to siła, którą możesz wykorzystać do odepchnięcia głazu. Miłość wyzwala. Miłość jest wyzwaniem. Znajdź ją w sobie, a odepchniesz głaz. To miłość ten głaz na ciebie spuściła i to miłością go odepchniesz. Idź więc, czyń to, a twoja dusza nigdy już nie będzie marzła. – zapewniła dziewczyna. Jej nieidealne ciało pokrywało się lodem. Włosy jej siwiały od mrozu.
- Zamarzasz.- szepnął on. Jego idealna dłoń dotknęła nieidealnej dłoni Gai. Ona ją ścisnęła.
- Tak, bo się duszę, bo się tak potwornie duszę… Jeśli mam wybierać miedzy duszeniem się mgłą i szarym, porannym powietrzem, a zwykłym zamarznięciem, wybieram to drugie.- jęknęła.
- Czy twoja dusza też zamarza? – spytał, a ona spojrzała na niego gasnącymi oczami.
- Marznę cała. Serce również pokrywa się lodem. – odpowiedziała.
- Rozgrzewając ciało, można ogrzać duszę? Można, czy to jednak zbyt proste?  - pytał naiwnie.
- Człowiek to zarówno jego ciało jak i dusza. Rozgrzana jedna z części spowoduje rozpuszczenie lodu u drugiej. Ciepła dusza grzeje ciało, ciepłe ciało może grzać duszę. Zastanów się jednak, czym w takim wypadku jest ciepło. – powiedziała, wypuszczając z ust zimną parę. Idealny położył się koło niej i ścisnął jej dłoń mocniej. Jego porcelanowe policzki znów zaczynały się lekko czerwienić, kiedy jej bladły coraz bardziej.
- Chcę ogrzać twoją duszę. Chcę, byś była mocą, z którą pokonam głaz. – patrzył jej głęboko w oczy. Ona bardzo powoli mrugała, bardzo powoli oddychała.
- Nie wiem, czy nie jest za późno. Już prawie zamarzłam. – szepnęła. On pochylił się nad nią, a ciepło jego ciała drażniło jej schłodzone zmysły.
- Czemu chcesz zamarznąć? – spytał ponownie. Jego oddech wibrował ciepłem w powietrzu.
- Bo nie ma we mnie ciepła. Ani we mnie, ani nigdzie obok mnie. Dusza moja oddycha poranną mgłą, moje ciało chłonie zimno. Moje oczy nie widzą niczego oprócz metalu i błysku stali. Nie widzę Słońca. Moje palce dotykają lodu,  biorę w dłonie kryształowy lód. Mgła, metal i chłód dnia powszedniego - to wszystko, co do tej pory miałam.
- Ciepło koło ciebie może się łatwo znaleźć. – powiedział i uśmiechnął się nieśmiało.
- Jesteś idealny. Spójrz na swoje porcelanowe dłonie. Na swoje lekko zaróżowione policzki. Na swoje złote włosy…
- I na swoją zimną, zastygłą duszę? – przerwał jej. – Nie ma we mnie nic idealnego.
- Nie mam siły sama żyć, co dopiero ciebie wspierać w życiu i twój głaz odepchnąć. – pokręciła głową.
- Ciepło jednej duszy starczy na dwoje. Świat dzieli się na dwie połowy, wszystko dzieli się na dwie różne połowy. Nie masz ciepła? Dobrze, będę grzać oboje! Gdy jednej połowie czegoś braknie, z ratunkiem przybywa druga. Na świecie wszystko jest zsynchronizowane, wszystko ze sobą współgra, to bardzo proste. – mówił zafascynowany lodowatą Gają. Ona już była bardzo wychłodzona.
 - Nie wiem, czy nie jest zbyt późno… - powiedziała słabo. On wziął Gaję w ramiona, jej blade policzki nie nabierały rumieńców. Spojrzała na niego niewidzącymi oczami. Jego piękno wydawało się aż nazbyt oczywiste, jego perfekcyjność aż biła. Gaja chciałaby ogrzać się w jego blasku, poczuć jego ciepło, odepchnąć jego głaz, ale jej dusza stawała się tak samo stabilna jak stabilna jest para, którą wypuszczała z ust.
- Boję się, że zamarzniesz. – wyznał.
- A czy strach ten nie jest obawą, że stracisz tę jedyną osobę, która będzie mogła odepchnąć twój głaz? – spytała z lekkim uśmiechem.
- Być może po części jest, ale fakt, że ty jesteś tą jedyną osobą, dość przyjemnie brzmi. – odparł. Pochylił się nad nią , a jej serce zabiło głośno, krusząc drobne kryształki lodu, które na nim były. Jej chłodne serce drgnęło, więc dusza też znajdzie siłę, by żyć. On był ciepły, mimo że porcelanowy, mimo że przygnieciony i przyduszony, myśli o niej grzały go, dzięki temu on mógł ogrzewać ją.
Leżeli razem, marznąć, chłód lizał jej ciało, a jemu duszę. Jej kruche serce biło powoli. Słychać było ciche trzaskanie zimnych kryształków lodu.

Czy nasze dusze są przygniecione, czy może doskwiera im bezlitosny lód? Czego potrzebujemy, ciepła, czy siły by odepchnąć głaz? Jaka siła potrafi i ogrzewać i podnosić z naszych serc głazy?


5 komentarzy:

  1. Piękne. Nie mam innych słów by wyrazić co kotłuje się w mojej głowie po przeczytaniu tego tekstu. Nie wiem jakie są nasze dusze... Tak naprawdę każda jest inna, jednych - przygnieciona, innych - zbyt chłodna. Moja jest zobojętniała, a jednocześnie rozbita na tysiące kawałków.
    Pozdrawiam,
    A.

    http://still-changeable.blogspot.com ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję! Takie słowa to dla mnie ogromne wsparcie! Każdy z nas choruje na inną chorobę duszy. Grunt to zlokalizować jej źródło.

      Usuń
  2. Jejku... takie ślicznie to opowiadanie.. aż żal że się kończy... ;c
    Zapraszam do siebie, mam nowego posta. <3
    A może wspólna obserwacja? :*
    http://swiatoczamiklary099.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! Obserwuję :) masz ślicznego bloga :)

      Usuń
  3. 20 year-old Office Assistant IV Alic Marquis, hailing from Smith-Ennismore-Lakefield enjoys watching movies like Conan the Barbarian and Backpacking. Took a trip to Historic Centre of Salvador de Bahia and drives a RX. skocz do tej strony

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz!
Konstruktywna krytyka napędza mnie do dalszej pracy :)

copy & paste