środa, 19 listopada 2014

PONIEDZIAŁEK na moście

   Dobry wieczór,
         To już czwarte opowiadanie na blogu. Nie chcę go interpretować, nie mogę też ( i nie umiem) w jakikolwiek sposób zapowiedzieć tego opowiadania.  Zapraszam gorąco do czytania i oceniania.           


    Życzę miłego czytania :)

          

Delikatne brzmienie muzyki. Dźwięk rozpływa się po ciele jak fala ciepła. Drgają cichutkie i niepozorne nerwy, drga skóra, drgają włosy i drga też mózg. Drgam całym sobą. Chwileczkę, czy to na pewno aby muzyka? Otwieram oczy, lepkie jeszcze od płaczu i gorzkości. Nade mną radosne niebo bawi swoim pięknem, mile pieści pesymistów, próbując zachęcić ich swoją wizualnością. Ławka jest wilgotna i niewygodna, jej deski boleśnie wbijają mi się w łopatki. Mokre liście gniją pode mną, a ja leżę tam, z jedną nogą bezwładnie zwieszoną, patrząc w niebo i zastanawiając się nad śmieszną przyrodą. Drgam, drgam, definitywnie – pech chciał, że to nie muzyka, a zimno mnie wprawia w drgania. Ciężko się podnoszę i siadam na ławce. Siedzę przytulony własnymi myślami. Pięknym dniem jest poniedziałek. Słońce wygląda zza zmarzniętych liści i gałęzi, próbując przekazać światu chociażby złudzenie piękna. Mam ochotę mu wykrzyczeć, że nie na tym polega to wszystko, wcale nie na miękkich promykach i kolorowych tęczach. 
     
  Lekko pijany smutkiem, z lekko nadszarpniętą duszą, z sercem pulsującym jeszcze z bólu – siedzę tam, na tej ławce, gdzie farba obrzydliwie odkleja się od drewna, a przylepia do ludzkiego ciała.  Nie 
czuję nic oprócz bólu.

Zastanawiam się, ile kosztowałoby mnie dźwignięcie się z tej ławki i wstanie na własne nogi. Przyglądam się przechodniom. Śpieszą się do pracy, do szkół. Na ich twarzach wymalowany jest ściskany w sercu ból. Zimne powietrze napina mięśnie twarzy. Ciepłe buty wydają głuche dźwięki po zetknięciu z twardym i zmarzniętym podłożem. Ręce mam odmarznięte, zresztą- tak samo jak odmarznięte mam serce.  Siedzę na tej obrzydliwej ławce, a kręgosłup wygina mi się w łuk. Świeci Słońce, które nikogo nie ogrzewa.

Myśli w mojej  głowie wzburzają się lekko i zaczynają pienić delikatnie. Wyciągam ze swojego zniszczonego portfela zdjęcie. Rogi zdjęcia są  mocno pozginane, kolor trochę  wyblakły. Nigdy nie miałem sentymentu do przedmiotów. Przyglądam się zdjęciu i widzę jej uśmiechniętą twarz, może lekko zakłopotaną, ale dalej uśmiechniętą. Uśmiecha się ciepło do fotografa. Czerwone usta, zielone oczy, kasztanowe włosy, a na nich, zawsze, nieodłącznie i obowiązkowo czerwona wstążka. Zawsze ma na głowie czerwoną wstążkę.

Położyłem zdjęcie koło siebie na ławce. Było coraz zimniej, a ludzi coraz więcej. Odczekałem chwilę, wsłuchując się w rytm swojego chłodnego oddechu. W końcu wstałem. Zesztywniałe stawy skrzypiały, stawiając opór.

Ból w moim sercu rósł i nic nie mogłem na to poradzić. Ja naprawdę bardzo, bardzo chciałbym być szczęśliwy. Nie jestem żadnym pesymistą, ja naprawdę chciałbym spojrzeć w niebo i zobaczyć piękne słońce, a nie burzowe chmury.

Spojrzałem na zdjęcie, na tę czerwoną wstążkę i równie czerwoną szminkę. Pokręciłem zesztywniałym karkiem i zostawiłem zdjęcie na ławce. Odchodząc, moje myśli zaczynały wręcz wrzeć, w przeciwieństwie do mojego wychłodzonego ciała. Gdybym mógł, zacząłbym się roztapiać ciepłem własnego wnętrza, podbiegłbym do kogoś i ostatnim tchnieniem sił ogrzałbym go.

 Czułem się obolały od smutku, bolało mnie ciało i bolał mnie umysł. Ból psychiczny jest tak obrzydliwie i okrutnie podobny do fizycznego. Obydwa napadają cię falami. Zostawiają po sobie długotrwałe ślady, a w większości wypadków są to ślady trwałe, niewyleczalne uszczerbki na zdrowiu i duszy, które na zawsze zwichrują twoją osobę. Czasami jest tak, że boli do tego stopnia, że ból nas wykrzywia, tak, że nie pasujemy już do naszych form i norm, w których się urodziliśmy. Co jeśli ludzie rodzą się idealni i wspaniali, ale wykrzywieni przez cierpienie wyrzekają się swoich prawd?
Myśli bulgoczą w mojej głowie. Doskonale wiem, że świat fizyczności i świat duszy trwają na dwóch oddzielnych płaszczyznach. To, że zostawiłem zdjęcie, nie oznacza, że zostawiłem tam też swoją miłość. W desperacji należy jednak wszystkiego spróbować.

Niebezpiecznie jest chodzić o tej porze ulicami. Liście są śliskie i mokre, można się poślizgnąć, albo przypadkiem spotkać miłość swojego życia.

Miasto powoli wchodzi w fazę dziennego uśpienia. To moment, gdy najsilniejsi i najzdrowsi z nas, okutani w garnitury i koszule zasiadają za biurkami, siadają w ławkach i pilnie się kształcą lub pilnie pracują, by w przyszłości zdobyć ten świat. Mimo to, ze właśnie teraz tyle umysłów aż płonie od wiedzy i motywacji, miasto stoi w swoim sennym, jesienno-zimowym nastroju. Na ulicy widać coraz mniej ludzi, wszyscy szczęśliwe dojechali do swoich szarych biurowców i szkół.  Kiedy boli dusza, lepiej dostrzegasz świat, bo jedynym oddaleniem od umysłu jest dotykanie tego, co widzialne. To najgorsza forma ucieczki, kiedy uciekasz od samego siebie i by przestać myśleć, skupisz się nad tym, co cię fizycznie otacza.

Te wszystkie drzewa stoją niezmiennie tu od kilkunastu, kilkudziesięciu lat, kompletnie nieczułe na moją tragedię, na tragedię kogokolwiek, po prostu są tak bajecznie obojętne. Stoję twardo na ziemi, bo boję się odlecieć, bo wiem, że  w moim umyśle spotka mnie tylko cierpienie. Boję się myśleć. Próbuję wszystkimi siłami utrzymać się na tej krawędzi swojego umysłu, żeby się nie zanurzyć w swoje myśli, bo wiem, że jak to zrobię, to upadnę i nie jestem pewien, czy byłbym w stanie wstać.
Słodko i niewinnie balansuje na granicy własnych myśli, gdy nagle dzieje się coś, co sprawia, że wszystkie moje głębsze i powierzchowne przemyślenia zmiażdżyły się w jednej chwili.
Idę sobie chodnikiem – pech chciał, że nie poślizgnąłem się na mokrych liściach. Co można zrobić w ten jesienno-zimowy poranek, jeśli nie poślizgnąć się na liściach, pamiętacie? Spotkać miłość swojego życia.

Na początku niedowierzam. Idzie naprzeciwko, na deptaku, wzrok mam lekko zepsuty, więc wytężam go, żeby dojrzał, czy to, co widzę, jest prawdą. Jeśli kiedykolwiek cokolwiek pomyliłbym z tą czerwoną wstążką, to niech mnie piorun trzaśnie w tym właśnie miejscu… To ona, to naprawdę ona.

Stoję tam i nagle, w krótkiej chwili, porzucam całą swoją teorię o bólu i cierpieniu. Moje serce znów bije, bije radosnym ciepłem i podchodzi mi do gardła. Możecie nie wierzyć, ale kiedy od dawna ma się zamarznięte serce, to każda jego reakcja, jest jak dar prosto z nieba. A  tu tymczasem, moje serce prawie szaleje z miłości, skręca mi się w piersi. Już nie ma żadnych granic ani żadnego balansowania. Serce przejmuje kontrolę – nie wiem, czy to efekt adrenaliny, ale ból już nie istnieje.

Puszczam się w bieg. Spontaniczny, prawie zwierzęcy bieg. Liście szeleszczą mi pod stopami, powietrze rozwiewa włosy, bije w twarz.

Zanim mnie zobaczy, zatrzymuje się, zwalniam, doprowadzam do porządku.  Czuję jej zapach w powietrzu, widzę z daleka jej czerwoną wstążkę i brąz jej włosów i widzę ją, mój Boże, ją.
Porządkuję i zbliżam do niej, najszybciej jak się da.

Tymczasem zauważam kogoś jeszcze.  Ktoś podchodzi do niej od tyłu. Stoję za drzewami i krzakami z boku drogi, oni stoją na środku, na deptaku. Nie widzą mnie.
Widzę najpiękniejszą scenę miłosną, jaką kiedykolwiek ujrzałem. Może dlatego najpiękniejszą, gdyż tak głęboko zapadła mi w serce…?

Podszedł do niej, zasłonił jej oczy. Ona odwróciła się i zaśmiała. Przez chwilę ich włosy związały się w jeden kłębek, gdy się do siebie zbliżyli, by potem się odłączyć. Dał jej bukiet różowo-czerwonych róż. Jej czerwona wstążka spadała jej z głowy, a ona ją poprawiała. Znam ten ruch na pamięć, mógłbym go sam odtworzyć.

Bałem się, że ona będzie cierpieć tak jak ja po tym, gdy nastąpił koniec. Nie można jednak cierpieć, nie mając pustego serca, a serce wypełnione miłością. Nie można. Nie można cierpieć, gdy się tak łatwo zastępuje jedną rzecz drugą rzeczą. Cierpienie jest pustką. Cierpią tylko ci ludzie, których kawałek serca został wyrwany nagle i  z dużą brutalnością.
Stałem, ukryty za drzewami, a dzikie zwierzęta rozszarpywały mi duszę.  Tysiące żołnierzy rozstrzeliwało mój umysł, rwali moje serce, cięli moje myśli. Ostrza, chłód i destrukcja. Bolało mnie serce, nie mogłem stać. Oparłem się o drzewo stojące obok.  Oni mnie usłyszeli, odwrócili się mimowolnie.

Spojrzałem na nią. Patrzyła wzrokiem już tak bardzo nie-moim, tak bardzo obcym, tak bardzo dziwnym. Jak ktoś może zmienić tak szybko sposób, w jaki patrzy? Ona patrzyła i wiedziałem, że to spojrzenie już nie jest moje i nigdy moje nie będzie. Ona jest tak bardzo nie-moja.
Gdy mnie zobaczyła, w jej oczach skryła się lekka żałość i zdziwienie. Trzymała człowieka, który jej towarzyszył za ręce.
Straciłem duszę i serce i uczucia. Żołnierze i dzikie bestie dokonały swego. Rozszarpali mi duszę, którą zostawiam za sobą.

Zacząłem szybko iść, by potem móc zacząć biec. Słyszałem ich głosy za sobą, coraz cichsze. Z pewnością rozmawiali o mnie. Nie mam już nic do stracenia.

Biegłem szybko brukowanymi uliczkami naszego miasta, najszybciej jak mogłem, jednak i to nie wydawało mi się dostatecznie szybko. Było coraz zimniej, palców już nie czułem od dawna, mróz lizał mi twarz i drżały mi mięśnie.

Dotarłem do mostu. Woda kołysała się lekko. Była brudna, zielonkawo-szara. Nie miałem duszy, rozszarpano i zniszczono mi serce.  Jak mam żyć, jeśli swoją duszę zostawiłem tam, na deptaku, z boku chodnika? Tysiące anonimowych żołnierzy strzelało do mych myśli. Udało im się, wcale nie chybiali. Jestem tylko ciałem, nie mam nic. Straciłem siebie i straciłem swoje uczucia. Straciłem wszystko.  Czy ciało bez duszy ma prawo życia? Z całym przekonaniem, nie ma!

Stanąłem na krawędzi. Włosy rozwiewał mi mocny i lodowaty wiatr. Szarpał moją kurtkę i wietrzył umysł. Czułem się tak, jakby piekła się rozstąpiły, czekając, by ogrzać to moje zmarznięte serce.
Spojrzałem lekko w bok, bojąc się stracić równowagę. Nie chcę, by koniec mojego ciała stał się czystym przypadkiem.

Ona tam szła. Z nim. Szli, widzieli mnie. Ona krzyknęła widząc mnie balansującego na krawędzi. Zaczęli biec w moją stronę. On bohatersko, dumnie, z głową wysoko uniesioną. Uśmiechnąłem się do nich i zrobiłem krok w przód.

Ostatnie, co widziałem, to jej czerwona wstążka, wychylona zza barierki mostu. Potem ogarnęło mnie zimno i trafiłem do samego sedna pustki i mogłem się jej oddać  w całości. 


12 komentarzy:

  1. Muszę powiedzieć, że jest to chyba najlepsze opowiadanie twojego autorstwa które dotychczas czytałem. Dwie rzeczy w sposobie twojego pisania mi się szczególnie podobają:
    Po pierwsze piszesz bardzo obrazowo - aż czuje się te zimne powiewy wiatru czy mokre liście. Twoje opisy oddziałują na wyobraźnię aż ma się złudzenie, że jest się w miejscu akcji.
    Po drugie bardzo podoba mi się twoje psychologiczne podejście do tematu. Wnikasz głęboko w zakamarki ludzkiej psychiki. Postacie napisane przez Ciebie są przez to realistyczne - pokazujesz jacy są ludzie. W pewnych momentach jest to wręcz przerażające jak bohaterowie poprzez to jak myślą są podobni do nas. Super jest też to, że poruszasz kwestie ludzkiej duszy. Jest to bardzo ciekawy temat i skłania do refleksji co jest oczywiście na +.
    Zastanawia mnie jedno, dlaczego zawsze jak piszesz opowiadania z czyjegoś punktu widzenia, to zawsze z męskiego. Teoretycznie, a przynajmniej tak mi się wydaje, łatwiej by Ci było pisać z kobiecego - jeśli mogę wiedzieć dlaczego wybrałaś taką drogę?
    I na koniec jeszcze jedno pytanie. Nie rozumiem jednej rzeczy. W 4 akapicie od dołu piszesz ,,Jak mam żyć, jeżeli jestem tylko duszą bez ciałą?'' , a potem piszesz ,,jestem tylko ciałem, nie mam nic.'' Czy nie jest to sprzecznością?
    Serdecznie pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za tak konstruktywne uwagi! Są dla mnie olbrzymim wsparciem w mojej pracy, napędzają mnie i są niesamowitą motywacją. Naprawdę gorąco dziękuję.

      O wiele łatwiej jest mi pisać z męskiego punktu widzenia, ponieważ mogę kierować się domysłami i je rozwijać. Pisanie z własnego punktu widzenia ogranicza moją wyobraźnię, bo jest poznawalne. To, co tajemnicze i nieodkryte, zmusza mnie do szerszego spojrzenia. Poza tym o wiele trudniejszym zadaniem jest opisywać rzeczy, których się nie doznało i z którymi nie miało się kontaktu. Oto też mi chodzi, by nie opisywać tego, co mogę doznać codziennie i tego, czego opisywanie jest dla mnie naturalne, bo dotykalne.

      Co do tych dwóch zdań, to rzeczywiście, to pomyłka i kompletna sprzeczność, natychmiast to poprawiam.
      Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Świetne opowiadanie :) czekam na więcej :)

    http://anxo99.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Super, czekam na więcej :)
    Będzie mi miło, jak zajrzysz do mnie i zostawisz po sobie ślad w postaci komentarza/obserwacji.
    http://patrycjasstyle1212.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękne opowiadanie ;D

    Może wspólna obserwacja? Daj znać u mnie:
    rilseee.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Super! :)
    http://www.by-mickey.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow!
    http://mylifeisnoperfect.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. cudowne,wow,śliczne,prześliczne opowiadanie! masz dar! ♥
    zapraszam do siebie i liczę na rewanż! http://martha33.blogspot.com/#_=_

    OdpowiedzUsuń
  8. ,, Pięknym dniem jest poniedziałek" - tu bym się nie zgodził :P

    OdpowiedzUsuń
  9. Alu! Masz ogromny talent, uwielbiam czytać Twoje opowiadania. Może spróbowałabyś swoich sił w satyrze? Jestem pewna, że świetnie by Ci wyszło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję! Takie komentarze są OGROMNĄ motywacją :) Satyra? To świetny pomysł i nowe, literackie wyzwanie! Spróbuję na pewno :)

      Usuń
  10. Świetne opowiadanie, rozwijaj talent, bo masz naprawdę ogromny!

    Mój Blog - klik!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz!
Konstruktywna krytyka napędza mnie do dalszej pracy :)

copy & paste